Jest takie miejsce, o którym nie zacznie rozmowy żaden szanujący się Hegemonista. Zapytany o nie, skwituje je milczeniem albo odpowie, że nie ma o czym rozmawiać. No cóż, faktycznie nie ma o czym z jego punktu widzenia. Któryś bąknie coś o Amazonkach. Od któregoś może wyciągniesz nazwę – Black Canyon City, gdzieś na północ od Phoenix. Możesz tam wpaść, śmiało. Tylko nie zdziw się po wejściu tam. Szczególnie, kiedy masz broń u pasa. Miejsce to jest rządzone twardo, według tradycyjnej zasady najsilniejszy-ustala-reguły. A powodem, dla którego mało który ganger chce o tym rozmawiać, jest fakt, że w Black Canyon najsilniejsza jest kobieta.

Anna Morris trzyma to miejsce w garści. To zadeklarowana feministka, która jakieś trzy i pół roku temu założyła tu enklawę dla kobiet, które miały gdzieś rządy facetów. Odzew z całej Hegemonii prawie ją zaskoczył – ale to dzięki niemu w małej wojnie gangów wypędziła z Black Canyon City pomniejsze – męskie – zgrupowania. Cholernie nie lubi, kiedy jej gang z Black Canyon nazywa się Amazonkami. Podobno urywa za to jaja. Od tego czasu miasto przeżyło parę prób przejęcia – laski, pomimo panującego w ZSA szowinizmu, trzymają się tam dzielnie. W końcu dano sobie z tym spokój. Oczywiście, to nie jest pokój. Bardziej jak zawieszenie broni. W końcu jednak wkrótce nastąpi jakieś spięcie i laski wyruszą wbić parę fiutów w ściany. Czy to na swój teren, czy ziemię innego gangu.